czwartek, 29 sierpnia 2013

Witajcie!!!...

Jak wam minęły wakacje? Mamy nadzieję, że wypoczęłyście ;)

Ok, nie wywiązałyśmy się i nie dodałyśmy więcej rozdziałów...tak jakby brak weny. 

Alee....w tym tygodniu powinien dojść chociaż jeden rozdział, choć postaramy się aby były dwa, jeden na tym blogu, a drugi na fantasy. 

Pozdro Sandii&Ania

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział X

...Mimo złego samopoczucia i rozpaczy, brutalnie wżerającej się we mnie, to gdy mnie tulił czułam delikatny spokój i uczucie bezpieczeństwa, ale....czy powinnam?...
Minęło już kilka dni od czasu, gdy tu jestem, dokładnie nie wiem straciłam rachubę...może jestem tu tydzień, półtora, lub zaledwie cztery, czy pięć dni. Coraz częściej myślałam o tym, dlaczego nie karzą mnie zabić?
Niestety z tym pytaniem musiałam poczekać do jutra, ponieważ  po naszej ostatniej rozmowie musiał wyjechać "coś załatwić", na okres trzech dni (tak minęły już dwa dni...aż tak zacofana w czasie nie jestem i to jeszcze wiem). Mimo, w miarę dobrego samopoczucia, nadal przypomina mi się obraz Mata bezwładnie upadającego na ziemię, oraz świadomość, że tak samo może skończyć kobieta, która mnie urodziła...moja "matka". Te stale powracające obrazy oraz myśli, nie dają mi spać.


Jeden dzień później, po południu, wrócił Lucas. Hmmm....czy to moje "szczęście", czy nie, on ciągle z kimś rozmawiał. Dopiero wieczorem, gdy wszyscy wyszli mogłam z nim (bez żadnych dodatkowych par oczu), w spokoju porozmawiać.
Zapukałam do jego pokoju i po usłyszeniu cicho wypowiedzianego "proszę", weszłam.
- Hej, nie przeszkadzam?- Musiałam jakoś zacząć, tym bardziej, iż spostrzegłam jak zmienia koszulę...chyba znów się gdzieś szykuje.
- Nie przeszkadzasz, ale powinnaś zacząć się już przygotowywać, bo za 15min wychodzimy.
- Przygotowywać? Gdzie? - Mój szok był ogromny..."chyba większy od tyłka mojej polonistki, a to już coś".
- Nie dostałaś od Greya sukienki i karteczki? Miał Ci zanieść do pokoju. - Grey, jest jednym z osób "pilnujących" mnie, jak na razie tylko z nim się "zakumplowałam".
- Możliwe, iż był....tyle, że mnie w nim nie było.
- Ah tak. A w ogóle to miałem wrażenie, że przyszłaś do mnie z jakąś sprawą. Mam rację?
- Tak, ale nie teraz. To jest jedna z tych dłuższych rozmów.
- Rozumiem, a więc idź się szykuj.
- Ale nie odpowiedziałeś gdzie i po co.
- Nie martw się. Chciałbym, abyś towarzyszyła mi na spotkaniu liderów grup naszej domniemanej rodziny.
- No dobrze. To ja już pójdę.
Wyszłam i skierowałam się do pokoju w, którym siedział (już zapewne dłuższą chwilę) Grey z sukienką i karteczką.
- Hey, Grey.
- Cześć mała. Gdzie byłaś? Już pół godziny tu na Ciebie czekam.
- A tam, tak tylko chodziłam...nudziło mi się.
- No, a w ogóle to przyniosłem Ci...
- Wiem, rozmawiałam z Lucasem. On chyba lubi te spotkania.
- Nie cierpi ich.
- Ale wydawał się być zadowolony podczas szykowania.
- Bo idzie z Tobą. Zawsze chodził sam i mógł rozmawiać tylko z "liderami", czyli innymi szefami.
- To dlatego chciał żebym z nim poszła.
- Dokładnie. Ok. Ja się zbieram. Pa i udanego wieczoru.
- Dzięki.
No i zostałam sama. W takim razie grzechem byłoby przed szykowaniem nie zerknąć na sukienkę.
Była to tzw. "mała czarna". Od pasa w górę opięta, dół puszczony luźno. Sukienka na delikatnych, cieniutkich ramiączkach, w tali przeplatana srebrnym łańcuszkiem. Była śliczna.
Na karteczce było napisane, dokładnie to co usłyszałam od Lucasa.
Wzięłam szybki prysznic, ogarnęłam włosy w tapirowanego koka, podkreśliłam oczy kredką i "podrasowałam" usta. Założyłam czarne szpileczki, żeby nie wyglądać jak krasnal (dzięki bogu, umiem chodzić w takich bucikach ^_^) i byłam już gotowa.
Zapomniałam wspomnieć o Lucasie, który czatował od 15 min pod drzwiami.
Wychodząc napotkałam świetnie prezentującego się "lidera". Był ubrany w czarny garniak, czarną koszulę z trzema odpiętymi guzikami. Całość komponowała się zachęcająco.
- Ile można czekać. Już powinniśmy być na miejscu.
- Też miło mi Cię widzieć.
- Chodź.- To powiedziawszy pociągnął mnie w stronę wyjścia.



Jechaliśmy, dobre 10 min w ciszy. Ani ja, ani on, nie czuliśmy się w niej komfortowo.
- Ładnie wyglądasz.- postanowił przerwać ten...stan.
- Dziękuję, Ty również...Podobno nie lubisz tych spotkań.
- To prawda, ponieważ można porozmawiać tylko z jedną osobą. Maks jest tak jakby najważniejszy.
  Ta nasza "rodzina" trwa już trzecie pokolenie, a on jest wnukiem założyciela.
- Boss- mruknęłam bardziej do siebie.
- Tak coś w tym stylu.- moja wypowiedź rozśmieszyła go.
- Zaraz będziemy na miejscu. Lepiej żebyś trzymała się blisko mnie.
- Dlaczego? Przecież mówiłeś, że Maks...
- Tak, ale inni nie są tak wyrozumiali, a musisz wiedzieć, że Alicja była zadłużona u wielu niebezpiecznych osób. Będę musiał Cię przedstawić, a uwierz, niektórzy nie będą zadowoleni poznając Cię.
- Rozumiem.
Jeszcze przez chwile myślałam w jakie bagno mogłam się wpakować przez moją...przez Tą Kobietę...oczywiście, gdybym nie napatoczyła się na Lucasa. Zawdzięczam mu to, że nie "usunął" mnie, nie odgrywał się na mnie za więzy krwi, opiekuje się mną i nie pozwala mnie skrzywdzić. Robi to wszystko choć tak naprawdę nie musi.



Samochód zatrzymał się przed jakąś knajpką.
- Nie będzie tłoku. Na pewno, Maks, jak na każde spotkanie, zadbał o to by był spokój i nikt nam nie przeszkadzał.
- To jest jego?
- Tak. Co taka zdziwiona? Myślałaś, że napadamy biednych, bezbronnych ludzi, albo banki.
- Szczerze?
- Ok nie musisz mówić. Domyśliłem się po Twojej minie, że mam rację.
- A Ty, czym się zajmujesz?
- Kiedyś Ci pokażę. Teraz chodź.
"Mój partner" wziął mnie pod rękę i wprowadził do środka. Po przekroczeniu progu, niczego takiego strasznego nie ujrzałam. Lokal jak lokal....a tu nic szczególnego nie było, prócz klubowej atmosfery, którą tak uwielbiają moi rówieśnicy. Weszliśmy na górę do sali.
Było w niej sporo osób. Wszyscy rozmawiali ze sobą jak dobrzy znajomi...czy tak jakby rodzina...no prawie wszyscy. Niektórzy mieli takie wyrazy twarzy jak moi sąsiedzi...z pozoru ok, ale tak naprawdę knują jak człowiekowi dopiec.
Hmmm...wracając do tematu, czułam się trochę niezręcznie.
Po chwili podszedł do nas mężczyzna, na oko wyglądający na 40-coś lat. Szatyn z pierwszymi oznakami siwizny, serdecznie witając się z Lucasem.
- No, no...widzę, że w końcu zaszczyciłeś nas widokiem, kobiety u swego boku.
- Witaj Maks. Poznaj proszę Naomi Sajrenji.
- Czy to jest córka...
- Tak.- przytaknął i skierował swoje następne słowa do mnie. - Poznaj Maksa, mówiłem Ci o nim.
- Tak. Miło mi pana poznać. Lucas opowiadał mi trochę na pana temat.
- Po pierwsze, jaki pan? Nie czuję się tak staro. Mów mi po imieniu. A te opowieści...mam nadzieję, że pozytywne.
- W sumie za dużo nie wiem, ale na pewno nic złego.
- To dobrze. Niestety muszę was przeprosić,  przyszedł Chris z Melanią...
- Rozumiem- Odezwał się Luc.
- Później porozmawiamy i lepiej się poznamy. Widzę, że jesteś zupełnie inna, od niej...na pewno się dogadamy. Do zobaczenia.- Powiedział i odszedł do nowo przybyłych gości.
- Nie denerwuj się.
- Aż tak widać?- Denerwowałam się to prawda, ale to nie jest moje środowisko...chociaż z jednej strony, żyłam z morderczynią i ćpunką...(DNO)
- Uwaga...idzie Casanova.- szepnął mi na ucho. Gdy podążyłam za wzrokiem Lucasa, ujrzałam mężczyznę, na oko w podobnym wieku co Luc. Blond włosy, zielone oczy...wyglądał jak model, zdjęty z okładki jakiegoś czasopisma dla kobiet, a u jego boku...o ironio, żywa Barbie.
Tlenione, blond kręcone włosy...wyglądały jak siano od nadmiernej ilości użytej lokówki, skóra pomarańczowa od solarki. Piękny widok żywej Barbie i podrasowanego Kena. Właśnie dlatego normalne, naturalnie piękne kobiety mają kompleksy, widząc takich mężczyzn z takimi....wytapetowanymi wypłoszami.
- Cześć Lucas. Wreszcie z towarzyszką. Mam na imię Josh, a Ty aniele?
- Mi też miło Cię widzieć. - wszedł do rozmowy Luc.- To jest Naomi, moja bliska znajoma.
- Hmm...znajoma, to może my również się...zaprzyjaźnimy?
- Raczej nie.- Odmówiłam, aż za grzecznie, ale nie wiedziałam czego mam się spodziewać po tak obleśnym typie.
- Sądzę, że jeszcze zmienisz zdanie.
- A ja sądzę, że powinieneś zająć się swoją dziewczyną.- Tu Luc wskazał na....panią, stojącą obok Josha.
- Ciekawe jak blisko jesteś ze swoją znajomą, skoro jesteś zazdrosny. Ale cóż przy mnie każdy facet czuje się zagrożony. Musimy iść przywitać się jeszcze z innymi. Do zobaczenia....słonko zajmij nam miejsce obok siebie.- To było obrzydliwe i nachalne.
- Wątpię czy znajdzie się tyle wolnych miejsc obok siebie.
- Oj na pewno coś się znajdzie.
Odszedł rozpromieniony, zostawiając nas zbulwersowanych i zdegustowanych jego zachowaniem.
- Chyba się nie lubicie.
- Dziwisz się? Widziałaś jak się zachowywał.
- Tak...ma obrzydliwy sposób bycia.
- Niestety.
Nagle usłyszeliśmy krzyki jakiegoś mężczyzny rozmawiającego z Maksem.
- Jak to?! Jej córka, na naszym spotkaniu?! Gdzie ona jest?!- To...chyba chodziło o mnie. -_-
- Uspokój się. Mówiłem Ci, spokojnie.
-Jak mam być spokojny?!
Jakie pytania nasuwały mi się teraz?....Ilu jeszcze osobom podpadła moja pseudo matka? I dlaczego to musi zawsze odbijać się na mnie?!...




***
Dziękujemy wszystkim czytelnikom za ciągłe czytanie naszego bloga...naszych opowiadań. I jeszcze raz przepraszamy za zwłokę. Rozdział może powalający nie jest, ale zawsze coś. Jak zawsze prosimy o komentarze.
Pozdro  Sandii&Ania

piątek, 2 sierpnia 2013

Sumimasen!!!... 

Jeszcze raz przepraszamy za tak długi odstęp między rozdziałami, ale niestety miomo tego, iż są wakacje nie mamy czasu na kolejne wpisy. Hmmm...będzie rekompensata. Jutro będzie wstawiony nowy rozdział i będzie on o wiele dłuższy od poprzednich...takie małe pocieszenie ^_^

Pozdro Sandii&Ania

 

środa, 17 lipca 2013

Rozdział IX

...W tym momencie wszedł dość zszokowany moim widokiem Lucas...
- Co Ty...co Ty tutaj robisz ?!- wybuchnął.
- Ja...ja już wiem. Ale nie rozumiem dlaczego.
- Czytałaś to?
- Tak.
No tak, teraz mniej więcej rozumiem po co to wszystko. Po co to całe ściganie. W tych papierach był wycinek z gazety:


"18-letnia kobieta zatrzymana pod zarzutem zabójstwa.
14 grudnia w ruinach kamienicy przy głównej ulicy miasta, znaleziono ciało 30-letniego Cypriana Salerno. Kobietę znaleziono obok ciała zmarłego mężczyzny, odurzona od silnych używek"

W papierach był jeszcze jeden artykuł:

"Pół roku od śmierci 30-letniego Cypriana Salerno, odbył się proces 18-latki o zabójstwo pod wpływem narkotyków. Podejrzana kobieta została uniewinniona."

- Tu....nie ma nic do rozumienia.- Lucas znacznie posmutniał. - Twoja matka zabiła mi brata i nie poniosła za to żadnych konsekwencji.
- Ale musiała mieć powód, może zrobiła to w samoobronie?.
- Nie wiesz dokładnie jak to było.
- Więc mi opowiedz. W końcu po części mnie to również dotyczy.
- Dobrze, ale nie tutaj. Chodź.
Poszłam za nim. Szliśmy w stronę...wyjścia?!... Chyba w tej sytuacji postanowił mi zaufać. Dobrze wiedział, że nie ucieknę. Nie teraz, gdy mam dowiedzieć się tak pożądanej prawdy. 
Z tyłu za domem znajdował się ogród do, którego się udaliśmy. Usiadłam obok niego na ławce.
- Widzisz my, pewnie jak Tobie się wydaje gangsterzy, a więc muszę Ci powiedzieć, że się mylisz. Bardziej bym nas określił jako "Meegra", czyli taka wielka rodzina nie związana więzami krwi. Więc mój brat Cyprian...on, zakochał się w Twojej matce.Ona była z nim tylko dla łatwego i darmowego dostępu do dragów. Wykorzystywała jego uczucia. Członkowie naszej "rodziny" mówili mu jaka jest naprawdę, ale on był za bardzo w nią wpatrzony.
W końcu 13 grudnia poszedł się z nią spotkać, razem z nową działką o, którą go prosiła. Tego wieczoru nie wrócił na noc. Następnego dnia ktoś ich znalazł i zawiadomił policję. Odbyła się rozprawa i wygrała...uniewinnili ją. Rozumiesz ta uzależniona szmata przedawkowała, odbiło jej i go zabiła, a potem co?! Rozryczała się w sądzie, naściemniała wszystkim, że mój brat zmuszał ją do brania i puścili ją wolno!
Nic nie powiedziałam. Położyłam mu tylko rękę na ramieniu w geście współczucia i zrozumienia. Widziałam ile mu to bólu sprawia, opowiadanie o przeszłości, mimo iż było to tyle lat temu.
- Miałem wtedy 7 lat. Pamiętam go lepiej od mojego o 5 lat młodszego brata.
- Jak ona mogła. Nigdy mi o tym nie mówiła...Wiesz co? Z jednej  strony się zmieniła, przynajmniej już nie bierze.
- Mylisz się.
- Jak to?
- Myślisz, że dlaczego wiedziałem gdzie jej szukać? Fakt, po tym jak uciekła, trudno mi było jej odszukać, ale ostatnio na nowo zaczęła szukać dilerów i trafiła na jednego z moich znajomych. Na początku jej nie poznał...ścięła włosy, a wiek też zrobił swoje, ale gdy tylko przypomniała mu się historia z przed 18 lat, od razu mnie o tym poinformował.
- Aż trudno uwierzyć.
- Ale teraz rozumiesz, dlaczego to robię.
- Tak. Z zemsty.
- Ja po prostu  chcę pomścić brata.



Widziałam i słyszałam w jego głosie jak bardzo mu to ciąży. Przez 18 lat jej szukał..."jej", ponieważ dla mnie nie jest matką. Już nie chodzi o całą sytuację z przed tych kilkunastu lat, ale o to, że aby zasłużyć na przydomek "mama", trzeba dbać o swoje dziecko, oraz pilnować i strzec przed złem i krzywdą. A ona przez całe życie uganiała się za dobrą zabawą, a gdy tata zmarł od razu poleciała do innego, a co jet najgorsze?...Że po 16 latach zamiast mnie, wybrała prochy.
Jakoś tak samoistnie go przytuliłam. Nie wiem czy sprawił to fakt, że jest tak przygnębiony, czy to, że ja potrzebowałam czyjejś bliskości, bo właśnie w tym momencie do mnie dotarło, że nie mam już nikogo. Nie odsunął się, nie odepchną, tylko mocno przytulając, wtulił głowę w moje włosy. Widać on również tego potrzebował. Mimo złego samopoczucia i rozpaczy, brutalnie wżerającej się we mnie, to gdy mnie tulił czułam delikatny spokój i uczucie bezpieczeństwa, ale....czy powinnam?


***
Witamy rozdział z lekkim opóźnieniem, ale jest. Mamy nadzieję, że wam się spodoba. A tymczasem zapraszamy na naszego drugiego bloga Ours Story , który jest...hmmm...jak to ująć...mniej popularny od tego i w związku z tym prosimy o zaglądanie na niego, gdyż jest baardzoo mało wyświetleń i jeszcze mniej komentarzy, a my przez ich brak niestety nie wiemy co w nim poprawić. Zachęcamy do komentowania również tych bazgrołów.
Pozdro  Sandii&Ania

piątek, 5 lipca 2013

Rozdział VIII

Rozdział VIII

....Siedzę tu już trzeci dzień i z każdym następnym moje obawy rosną w siły "Czy znajdą i zabiją moją mamę?",

"Co ona mu takiego zrobiła, że teraz jej szuka",

"Co zrobią ze mną? Przecież nie będą mnie tu trzymać w nieskończoność, tym bardziej nie wypuszczą mnie wolno, nie po tym co widziałam".


Mogłabym być ich otwartą księgą, pomocną jak tzw. "ciocia wikipedia" i poinformować o teraźniejszym pobycie mojej matki, ale nie wiedziałam.
Mogłabym być super bohaterką jak w tych filmach akcji. Uciec z rąk oprawców, odszukać swoją rodzicielkę, wyjaśnić, a następnie zakończyć to jakąś super umoralniającą przemową, która zakończyła by się coś w rodzaju "i żyli długo i szczęśliwie koniec", ale nie potrafiłam.

W tamtym momencie byłam niepotrzebna matce, a nawet dla tych zbirów byłam kulą u nogi, ale w takim razie dlaczego mnie nie zabili. Dlaczego wciąż mnie tu trzymają?

Miałam swobodę, ponieważ bez żadnej dodatkowej "eskorty" mogłam poruszać się po domu. Było tu tak dużo osób, że mieli pewność, że nie ucieknę. Nie wolno mi było jednak wchodzić do jednego pokoju, do pokoju w którym najczęściej przebywał Lucas. Często się w nim zamykał. Jego brat Max, twierdził, że chodzi tam by pomyśleć. Chciałam go o to wypytać, ale albo na prawdę nic nie wiedział, albo chciał coś przede mną ukryć. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i sama sprawdzić.

2 dni po moim "postanowieniu", zakradłam się pod uchylone drzwi od salonu i "całkiem
przypadkiem" usłyszałam rozmowę Lucasa z jednym ze swoich goryli.
- Jutro rano jadę do Maxa odebrać papiery. Może mi z tym zejść do wieczora. Ty w tym czasie przypilnuj, żeby nie uciekła.
- Ale szefie po co? Ona jest nam niepotrzebna.
- Nie zadawaj pytań, tylko rób co mówię. Masz jej pilnować, jasne?
- Tak, szefie.
Gdy skończyli rozmowę, cichutko wymknęłam się do "swojego" pokoju.
Nareszcie nadarzyła się okazja. Jutro odkryję tajemnicę. Będę jak Łucja Pevensie, a mianowicie i ja odkryję swoją tajemniczą "Narnię".

Dzisiejszego wieczoru nie mogłam zasnąć, ale już nie ze strachu o następny dzień, lecz z podekscytowania. W końcu udało mi się odpłynąć w objęcia morfeusza. Wstałam dość późno, porównując ostatnie dni w których, albo nie spałam wcale, albo spałam zaledwie 2-3 godzin, niestety snem niespokojnym.Wreszcie wygrzebałam się z łóżka, zaczęłam dzień jak co dzień...bynajmniej ostatnio zaczęłam, zmuszona do zmiany trybu życia.

Po południe uznałam za odpowiednią porę na "wkroczenie do akcji", ponieważ większość pilnujących osób robi sobie przerwy (czyli się obijają). Czekałam grzecznie, aż udadzą się na "odpoczynek".
Wyjrzałam przez lekko uchylone drzwi czy nie ma nikogo na korytarzu. Gdy się upewniła, że nikogo nie ma, podreptałam na palcach do pokoju Lucasa. Drzwi na moje szczęście były otwarte (widać nie przewidział, że będę aż tak wścibska). Rozejrzałam się ponownie, tak dla pewności, po czym weszłam. Pokój jak pokój, nic w nim szczególnego nie było, no prócz innego wystroju (wiadome), ale to co przyciągnęło moją uwagę to porozrzucane na stoliku papiery, a wśród nich zdjęcie mojej mamy. Postanowiłam je przejrzeć, dowiedzieć się z nich czegoś. Im więcej przeczytałam tym moje przerażenie i szok rosły w siły. Jak moja matka mogła zrobić coś takiego i nic mi o tym nie powiedziała. W tym momencie wszedł dość zszokowany moim widokiem Lucas...

***
Możliwe, że rozdział do najdłuższych nie należy, ale chyba ta niepewność co do Alicji (matki Nan) to choć w małym stopniu rekompensuje. Prosimy o wytykanie błędów i oczywiście komy, oraz zapraszamy do naszego drugiego bloga Ours Story

Pozdro Sandii&Ania

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział VII



Nagle rozległ się strzał, jego dźwięk wraz z krzykiem...moim krzykiem rozbrzmiał echem w całym lesie....
 O-Oni to zrobili!... Naprawdę to zrobili... Był strzał, krzyk i upadek/uderzenie to był dźwięk upadającego ciała.  Ciała bezwładnego, bez najmniejszego okruszka życia. Zrobili to, a raczej zrobił ten jeden nieczuły, pozbawiony człowieczeństwa. Bez skrupułów zabił niewinnego człowieka. Zabił Mata, mojego "prawie" ojczyma i to wszystko na moich oczach. Długo nie wytrzymałam za dużo emocji, niestety tylko tych negatywnych... zemdlałam.



Obudziłam się na brudnej, zimnej podłodze. Było strasznie ciemno, duszno i chyba w tym pomieszczeniu nie było okna. Ogarnął mnie strach, ale musiałam uciec, ostrzec mamę i dowiedzieć się od niej o co w tym wszystkim chodzi. Po omacku dotarłam do drzwi, ponieważ nie mogłam znaleźć włącznika. Moje nadzieje na wydostanie się stąd znikły szybciej  niż się pojawiły, ponieważ  drzwi(moja szansa na wydostanie się stąd) były zamknięte. Skapitulowałam i skulona usiadłam gdzieś w kącie. Nie wiem ile tak siedziałam, bo zabrali mi telefon, ale usłyszałam zamek i po chwili ujrzałam otwierające się drzwi i ostre, jasne światło wydostające się stamtąd. Ktoś wszedł do środka, ale przez te ciemności moje oczy nie były przyzwyczajone do tak nagłego światła. Ten "ktoś"  nic się nie odezwał, podszedł do mnie i chwycił za obolałe ramiona, Chciał mnie podnieść, ale problem polegał na tym, że ja nie chciałam wstać. Szamotałam się, wyrywałam, kopałam... na nic. To był chyba ten sam goryl, który trzymał mnie w lesie. Zaczął prowadzić mnie w głąb jakiegoś pomieszczenia (z tego co wywnioskowałam, do tej pory znajdowałam się w jakiejś piwnicy, bo żeby wyjść, musieliśmy wejść po schodach). Gdy oczy przyzwyczaiły mi się do światła, tylko upewniłam się tego, kto mnie prowadzi. To był ten sam osiłek. Nie mam pojęcia gdzie mnie ciągnął, ale jedno wiem na pewno bałam się, cholernie się bałam. 



Weszliśmy do "chyba" salonu.Gdzie czekał już morderca Mata. 
- W końcu. Co tak długo?
- Sorry szefie, szamotała się.
- Dobra już zjeżdżaj stąd.
Cały "Adek" w końcu mnie puścił (Naaareszcieeee). Wyszedł i zostałam sama z tzw. "Panem Ś".
- Dlaczego nie chcesz powiedzieć gdzie jest twoja matka?
- Już mówiłam, że nie wiem gdzie ona jest.
- Jak to nie wiesz. - Zaczął się denerwować.
- No bo...ostatnio moja mama...często kłóciła się z Matem i...rzadko była w domu. - Jak mógł się ktoś domyślić rozryczałam się....byył szloch. Ale kto by się zachował inaczej w takiej samej sytuacji???...
- Już uspokój się i nie rycz...nie ma o co.
- Jak to! Nie ma o co? Nie ma....zabiłeś człowieka! Zbiłeś Mata, a...a teraz chcesz dopaść moją matkę i mówisz, że nie ma o co?!?!?!?!...
- Mam powody dla których ją ścigam, a Ty nie musisz wszystkiego wiedzieć i tak za dużo widziałaś.
Wyciągnął telefon i zaczął do kogoś dzwonić.
- Zabierz ją stąd.
Po jakichś 5 minutach przyszedł jakiś inny oprych i doszedł do "szefa".
- Hej Lucas. Co Ty jej zrobiłeś, że jest taka zapłakana. - To powiedziawszy kucnął przy mnie.-  No maleńka co ten pseudo gangster Ci zrobił.
- Max to jest córka Alicji.
Od razu podskoczył i dobiegł do jak się okazało Lucasa i zaczęli coś szeptać.
- Dobra to co ja mam z nią zrobić?
- Na razie zaprowadź do pokoju i zamknij. Potem pomyśle co z nią zrobić.
- Ok.
Zaprowadził mnie do pokoju (wow już nie piwnica, ale ciekawe co potem). Przed wyjściem rzucił tylko:
- Nie martw się będzie dobrze. Wiesz mój brat nie jest taki zły...wprawdzie nie odwiedzam go za często, ale wiem o nim co nieco.
I wyszedł nie dając mi dojść do słowa. Zostawił mnie z masą pytań na które nie znam odpowiedzi i jak na razie nie zanosi się na to by ktoś mi na nie odpowiedział


***
Troszeczkę krótki, ale całość nadrabia akcja.... Mamy nadzieję, że wam się podoba. Następny  rozdział prawdopodobnie w przyszłym tygodniu. Rozdział znowu dedykujemy Kaili. Nadal inspirowany jej blogiem. Dzięki Tobie wróciła nam wena... Prosimy o wytykanie błędów... :)
Pozdro Sandii&Ania


niedziela, 9 czerwca 2013

Na początku chciałybyśmy napisać, iż inspiracją do tego...może trochę krótkiego rozdziału...był dla nas blog Kaili :

 http://wysypisko-marzen.blogspot.com/ 

 

Rozdział VI

Próba chłopców była świetna. Opłacało się czekać, ale rozmowa z Kasem już nie była tak przyjemna...


Następne 2 tygodnie w szkole minęły mi dość przyjemnie, ponieważ Kas...hmmm...delikatnie mówiąc, załatwił sprawę Alana i jego rudego przyjaciela. Ale jak każdy wie nic nie trwa wiecznie i najpierw moja mama pokłóciła się z Matem, w sumie nie wiadomo o co, a następnie ja z braciszkiem o....no nie wierze....pilota do TV!!!...
Trzyma focha już od dwóch dni.


Gdy wracałam sama ze szkoły, ponieważ nie przepadam za tak napiętą atmosferą jaka panuje teraz między mną  a Kasem ( choć naprawdę nie mam pojęcia o co mu chodzi, bo raczej nie tylko o jakiegoś głupiego pilota. Z głębokiego zamyślenia wyrwały mnie krzyki mężczyzn i...szloch?... Byłam w samym środku lasu, więc kto to mógł być?...


Szłam w stronę hałasu. Im bliżej byłam tym utwierdzałam się, że głos tego głośnego szlochu to był...Mat. Z obaw przyśpieszyłam, ale to co tam ujrzałam po prostu mnie przeraziło. Strach sparaliżował moje ciało, ponieważ zobaczyłam jak partner mojej mamy, zapłakany i roztrzęsiony, klęczy na ziemi z przystawionym do głowy pistoletem. Mężczyzna mierzący do Mata był dość wysokim szatynem na oko po dwudziestce, a wokół stało dodatkowo czterech goryli. Na moje nieszczęście, zauważyli mnie. A ja...ja nie wiedziałam co zrobić, czy zostać i zgrywać twardą, bronić go i umrzeć, że tak powiem z godnością...czy uciec w celu wezwania pomocy i zginąć jak tchórz, złapana i zabita w trakcie ucieczki. Chyba nikt w takiej sytuacji nie widziałby co zrobić.
- Naomi! Może Ty mi powiesz co ma z nimi wspólnego Twoja matka?!
- Zamknij się! - Wrzasnął i jeszcze mocniej przystawił do niego broń. - A więc jesteś jej córką tak....To może uchronisz tego tu...-Wskazał na Mata - i powiesz gdzie ona teraz jest?
- Nie wiem, a nawet gdybym wiedziała, to i tak bym Wam nie powiedziała. - Wybrałam pierwszą opcję, w razie jak zginąć to chociaż w możliwe godny sposób.
- Dobrze, skoro tak...Adek, bierz ją.
Jeden z goryli tkz. Adek zaczął się do mnie zbliżać. W końcu się ocknęłam i zaczęłam się wycofywać (niestety strach wygrał z odwagą). Przykro, ponieważ nie zdążyłam. Ten przerośnięty mięśniak na sterydach, załapał mnie tak mocno, że na pewno w miejsce jego łap, będę mieć piękne sińce...właśnie o ile ich dożyję...
- To teraz zrobimy tak, albo powiesz gdzie jest Alicja, albo zabaweczka wystrzeli w Ciebie lub Niego - Zatkała mnie, czułam jak łzy zaczynają napływać mi do oczu. Już przez szloch, ale musiałam powiedzieć prawdę, że coraz częściej nie ma jej w domu i nie mam pojęcia gdzie ona teraz może być. Zresztą nawet gdybym wiedziała to z pewnością bym im nie powiedziała, bo jaką miałabym pewność, że jej nic nie zrobią...
- A- Ale...ja...nie wiem - rozpłakałam się na dobre.
- Skoro tak...- Powiedział ze zrezygnowaną miną.
Nagle rozległ się strzał, jego dźwięk wraz z krzykiem...moim krzykiem rozbrzmiał echem w całym lesie....

***
Hejka!!!!...Trochę nas nie było, ale brak weny no cóż, dopada każdego. Mamy nadzieję, że spodoba wam się taka zmiana. Piszcie w komach co chciałybyście by było zmienione i co wam się podoba. Prosimy również o wytykanie błędów. 
Pozdro Sandii&Ania